Wieczorem państwo Villa po długiej, odprężającej kąpieli szykowali się do snu. Blanca położyła się w klubowej koszulce Davida obok męża, który swoimi brązowymi oczami wpatrywał się w jej sylwetkę. Chciał zapamiętać ten widok, by odtwarzać go sobie, kiedy Blanca wyjedzie do pracy.
- Chodź tu do mnie, kochanie - mruknął, przyciągając szatynkę do siebie. - Stęskniłem się.
- Nie było mnie dwie minuty, głuptasie.. - roześmiała się cicho i wtuliła się w jego klatkę piersiową. - Możemy porozmawiać?
- O czym?
- O mojej pracy - powiedziała cicho, mając nadzieje, że nie zepsuje tej atmosfery, która dziś panuje. Nie chciała się kłócić, ale musiała uzgodnić z Davidem kilka spraw.
- Skoro musimy, to porozmawiamy.
- David, nie bądź zły..
- Przecież nie jestem zły - odparł po chwili. - Więc o co chodzi?
- Podobno Markus chce mi postawić ultimatum.. Ty albo praca. I ja wpadłam na pewien pomysł - powiedziała powoli, wpatrując się w twarz bruneta, która na razie nie wyrażała żadnych emocji. - Porozmawiam z nim i zapytam się, czy byłaby możliwość, aby Natasha razem z Pennem przylecieli do Barcelony i tu moglibyśmy pracować.
- Co? Oszalałaś? A co z nami?
- Przecież robię to dla nas!
- Myślisz, że przeniesiesz się tutaj ze swoją pracą i wszystko będzie okej, tak? Przecież ty ciągle pracujesz, a ja mam tego dość! - powiedział zły i wstał z łóżka. - Prześpię się dziś w innym pokoju.
- Kochanie, nie przesadzaj. Przecież to wszystko dla ciebie!
- Właśnie widzę - zatrzymał się w drzwiach i spojrzał na nią ze złością. - Rób, co chcesz. Możesz sobie nawet tam lecieć i nie wracać!
- Tak zrobię!
- Cieszę się. Dobranoc - mruknął i wyszedł z ich sypialni, kierując się do pokoju obok.
David po kilku minutach zasnął w pokoju, zupełnie zapominając o wypowiedzianych słowach, a Blanca wyciągnęła walizki z szafy i zaczęła się pakować, wybuchając płaczem co kilka minut. Wiedziała, że jej mąż powiedział to wszystko w złości, ale ona sama już nie wiedziała, co robić. Chciała dobrze, a jak zwykle wyszło źle.
Wczesnym rankiem szatynka zamówiła taksówkę i udała się na lotnisko. Zostawiła Davidowi krótką wiadomość na kartce, że ma nie dzwonić, bo wczoraj podjął decyzje. Wyjedzie i nie wróci.
Kiedy David się obudził zastał pusty dom.. Nie było Blanki, ani jej rzeczy. Brunet szybko założył jakieś ciuchy i wsiadł do samochodu i po chwili ruszył w stronę lotniska, cały czas dzwoniąc do swojej żony, która nie odbierała.
- Blanca, odbierz, do jasnej cholery! - mówił sam do siebie, próbując odgonić od siebie myśli, że ona naprawdę chce wylecieć.
Po kilkunastu minutach był już na lotnisku, ale jej samolotu od dobrego kwadransa był już w powietrzu. Ze spuszczoną głową, smutny wyszedł z lotniska i zaczerpnął świeżego powietrza. W Barcelonie dziś świeciło słońce, powiewał lekki wiaterek, a on chciał, by padało. By jego humor zlał się z pogodą.
- David? Co ty tutaj robisz? - zapytał go Alexis, który właśnie przechodził obok niego.
- Wyjechała, a ja nie zdążyłem na ten pieprzony samolot! Ale ja jestem głupi, stary.
- Co się stało? Dlaczego wyjechała?
- Bo jestem głupi - odpowiedział jego kolega z drużyny.
- To nie za wiele wyjaśnia. Powiesz mi?
- A co ty tu robisz? - brunet chciał szybko zmienić temat.
- Moja mama leciała do Chile. Chodź, usiądziemy gdzieś i mi opowiesz, co znowu się stało.
- A co miało się stać? Jak zwykle się pokłóciliśmy - powiedział zrezygnowany brunet. - Ja nie rozumiem jak ona mogła nawet pomyśleć o tym, że sprowadzi tutaj tą swoją ekipę i wszystko będzie cudownie!
- Nie rozumiem o czym ty w ogóle gadasz, więc zacznij od samego początku.
- Blanca dowiedziała się, że szef chce jej postawić ultimatum.. Praca albo mąż. I ona, chcąc mieć i to i to, wpadła na pomysł, aby mu zaproponować, że jej ludzie przylecą do Barcelony i będą tutaj razem pracować.
- I co w tym złego? - zapytał Alexis, zupełnie nie rozumiejąc owej dwójki. - Przecież chciała dobrze, tak? Więc w czym problem?
- Bo te kilka tygodni mieliśmy spędzić tylko we dwójkę. Myślisz, że jestem zbyt egoistyczny? Dwa lata temu wzięliśmy ślub i tak naprawdę może rok spędziliśmy razem! Rozumiesz to?
- Staram się. Trzeba było po prostu nie brać tego cholernego ślubu!
- Widać, że jesteś sam - na twarzy Davida pojawił się lekki uśmiech. - Co ja mam zrobić?
- Dzwonić do niej cały czas i błagać o wybaczenie? Słuchaj, stary, musisz coś z tym zrobić, bo twoje życie prywatne jest bałaganem.
- Zawodowe też, bo właśnie leczę poważną kontuzję.
- Porozmawiaj z Blanką, dobra? I przestań się zamartwiać, bo zaraz mamy trening.
- Ty masz.. - odpowiedział smutno.
- Ty też masz, ale na siłowni, więc rusz dupę i się ogarnij!
- No dobra, dobra. Idę już.
Po długim i wyczerpującym locie Blanca pojawiła się w swoim pokoju, gdzie od razu rzuciła się na łóżko z płaczem. Nie miała zamiaru odbierać telefonów od męża, więc postanowiła chwilę odpocząć i pójść do pracy, gdzie zapomni o wczorajszym wieczorze.
Po półgodzinie zjawiła się w biurze, w którym zastała Natashę oraz Penna. Właśnie robili porządki we wszystkich papierach, które leżały na ich biurkach.
- Witam was, kochani - powiedziała szatynka, wchodząc do pomieszczenia. Na twarzy pojawił się sztuczny uśmiech, który zupełnie nie współgrał ze smutnymi oczami. - Nad czym pracujecie?
- Sprzątamy, a nie pracujemy - odpowiedziała ze śmiechem mulatka. - Dlaczego już wróciłaś do pracy? Mówiłaś, że zostaniesz na trochę w Barcelonie.
- Plany się zmieniły. David ma dużo na głowie i nie chciałam mu przeszkadzać - odpowiedziała Blanca, zabierając się do pracy. - Pomogę wam.
- David był zajęty? Przecież ma kontuzję i nie gra.. - Natasha dalej drążyła temat, czując, że coś jest nie tak. Jej przyjaciółka nie wygląda za dobrze z podpuchniętymi oczyma od płaczu i wymuszonym uśmiechem. Wiedziała, że coś się stała, ale nie chciała jej wypytywać przy Pennie.
- Oj, Nat.. Nie czepiaj się.
- No dobrze. Słuchajcie, idę się spotkać z moim kochanym, więc zostawiam was samych. Dacie sobie radę?
- Pewnie. Idź, idź! - odpowiedziała jej Blanca z uśmiechem na twarzy. Mulatka pożegnała się z ową dwójką i po kilku minutach już jej nie było.
- Teraz możesz powiedzieć prawdę - mruknął Pen, który od samego początku milczał.
- Jaką prawdę?
- Widzę, że coś się stało. Pokłóciłaś się z nim? O co poszło?
- Penn, to nie jest twoja sprawa - warknęła szatynka, która zaczynała mnieć dość pytań swoich przyjaciół. Przyleciała tutaj, aby zapomnieć o jej kłótni z mężem, a tutaj każdy ją o to wypytuje. Czy oni nie mają swojego życia?
- Jeśli się komuś wygadasz, to na pewno ci ulży. Mnie możesz zaufać - posłał jej lekki uśmiech i odstawił teczkę na jedną z półek. - Usiądź i wszystko mi opowiesz.
- Skoro nalegasz.. - usiadła na jednym krześle przy swoim biurku i zaczęła opowiadać. - Dowiedziałam się, co chce zrobić Markus i wpadłam na pomysł, aby Natasha razem z tobą przyleciała do Barcelony. Powiedziałam o tym Davidowi, a on wybuchł i kazał mi wyjechać.. - powiedziała łamiącym się głosem, czując napływające łzy do oczu. - Mam wyjechać i nie wracać.
- Nie płacz, kochana. Przecież to nie twoja wina.. - szatyn przytulił ją do siebie i głaskał po głowie. - Na pewno wszystko sobie wyjaśnicie, zobaczysz.
- A jeśli nie? David jest uparty i nie mamy zapewne już o czym rozmawiać, bo wyjechałam.
- Dzwonił?
- Tak - odpowiedziała po chwili, przypominając sobie o kilka niedobranych połączeniach. - Ale jakoś nie miałam ochoty z tobą rozmawiać.
- Jak zadzwoni kolejny raz, to odbierz i porozmawiaj z nim, dobrze? - szatynka pokiwała na znak zgody i uśmiechnęła się lekko. - A teraz idź do siebie i odpocznij.
- Dziękuję, Penn.
- Drobiazg - odpowiedział i złapał ją za rękę, - Chodź, zaprowadzę cię.
Nie mógł znieść tego, że kobieta, którą kocha cierpi przez jakiegoś dupka, który nie potrafił docenić skarbu, jaki ma. Miał ochotę polecieć do Hiszpanii i przemówić mu do rozsądku, ale po chwili zastanowienia stwierdził, że to nie jest za dobry pomysł.
David postanowił zadzwonić do żony jeszcze raz i spróbować z nią porozmawiać. Chciał przeprosić i ją przekonać, by wróciła. Nie było jej jeden dzień, a on już za nią tęsknił i nie mógł sobie nigdzie znaleźć miejsca.
Przyłożył sobie swój telefon do ucha i czekał aż ktoś po drugiej stronie się odezwie.
- Słucham? - po kilku sygnałach usłyszał męski głos. Tym kimś był Penn, który wrócił do biura i kończył układanie papierów. Blanca zostawiła telefon i postanowił odebrać. - Blanka już śpi. Mam jej coś przekazać?
- Nie, nic - warknął piłkarz i rozłączył się. Nie mógł uwierzyć w to, że telefon jego zony odbiera jakiś facet i na dodatek mówi mu, że już śpi. To już szczyt wszystkiego! Brunet postawił sobie jedno pytanie - czy to małżeństwo ma jeszcze sens?
***
Wiem, że pokręciłam :D Ale tak ma być!
Zabieram się za zaległości.
Wow, wow. Szybko zareagowała, nie powiem.
OdpowiedzUsuńTeż ciekawe co się dzieje w głowie Villi po tym jak telefon jego żony odebrał obcy mu mężczyzna. Jeden wielki mętlik!
Czekam na więcej!
Swietny rozdzial ;> no Blanca szybko zareagowala, wyjezdzajac. Teraz David sie wscieknie bo telefon odebral Penn. Ciekawie. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńNamieszałaś moja droga namieszałaś. Blanca chciała dobrze, a wyszło jak wyszło. David trochę przesadził. Woli mieć żonę przy sobie czy daleko od siebie? Przeciez jakby pracowała w domu z przyjaciółmi nic by się nie stało, a tak Blanca wyjechała. David sam jest sobie winien,
OdpowiedzUsuńJeszcze ten telefon na koniec. Się porobiło..
Chyba nie muszę mówić, że nie lubię Penna? Niby dał jej dobrą radę, ale co z tego jak kolejny telefon od Davida i tak odebrał on, a nie Blanca? Mnie reakcja Davida na tego newsa odnośnie jej pracy jakoś bardzo nie dziwi. Denerwuje go każda wzmianka o tym, bo czuje, że coraz bardziej ich to od siebie rozdziela...
OdpowiedzUsuńnamieszałaś i to porządnie, ale teraz opowiadanie jest jeszcze bardziej interesujący. Blanca znalazła się w głupiej sytuacji. pewnie następnego dnia pokłóci się z Davidem o Penna. małżeństwo Vilii będzie przeżywało okropne chwile. ciekawe, czy uda się im przetrwać tak ciężką próbę. czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńTo małżeństwo ma sens...mam nadzieje,że oboje to w końcu zrozumieją. ;**
OdpowiedzUsuńBoże, nie ogarniam Davida.. Wiadomo było, że ona z pracy nie zrezygnuje od tak! Chciała mieć pracę bliżej, żeby mogli chociaż widywać się każdego wieczoru i każdego poranka.. Ale nie, bo on pewnie oczekuje od niej, że będzie kurą domową, siedzącą przy garach i zadowalającą go gdy tylko najdzie go na to ochota. No bo przecież jej marzenia wcale nie są ważne, nie.. -.- Zbulwersowałam się, haha. Masakra. W każdym razie mam nadzieję, że dojdą w końcu do porozumienia, bo moje ciśnienie może tego nie wytrzymać, haha. : D
OdpowiedzUsuńNo to się porobiło... Teraz, po tm telefonie, na pewno jeszcze bardiej się poklócą. A już było prawie dobrze. Mam nadzieję,że niedługo dojdą do porozumienia i pogodzą się :)
OdpowiedzUsuń