piątek, 20 lipca 2012

Rozdział pierwszy: Tęsknie i kocham, twoja B.


Pocałowała delikatnie lekko zarośnięty policzek męża i przykryła go dokładnie kołdrą, dotykając jego miękkiej skóry. Czując jej dotyk, uśmiechnął się i tworzył oczy patrząc w jej brązowe tęczówki.
    - Nienawidzę, kiedy się skradasz i tak mnie żegnasz - mruknął cicho, przyciągając ją do siebie. - Ile mam czasu, by wstać i zawieźć cię na lotnisko? - spojrzała na zegarek i uśmiechnęła się pod nosem.
    - Dziesięć minut, ale jak chcesz, to mogę zamówić taksówkę.
    - Nie pozwolę na to - wymamrotał i szybko wstał, kierując swoje kroki do szafy.
 Naciągnął na siebie spodnie oraz kolorową koszulkę i zszedł na dół, gdzie czekała już na niego Blanca. Zabrał jej walizkę i ruszyli do samochodu, by po dwudziestu minutach stać w objęciach na lotnisku.
    - Zaraz mam samolot - wyszeptała mu wprost do ucha, czując jego pocałunki w okolicy szyi. - David, za tydzień wrócę.
    - Aż tydzień? Twoja praca jest okropna! - spojrzał ostatni raz w jej oczy i przytulił mocno. - Będę tęsknić.
    - Ja też, kochanie. Przecież wiesz - pogłaskała go po policzku i pocałowała po raz ostatni jego usta.
Nie lubiła tych pożegnań przez które musieli dość często przechodzić. Ona pracowała na innym kontynencie i nie potrafiła z tego zrezygnować, a on musiał zostać w Barcelonie.
     Ruszyła w stronę odprawy z bólem serca, który będzie jej towarzyszył przez cały lot. Wzięli ślub po kilku miesiącach znajomości, ale oboje czuli, że to właśnie ta ukochana osoba. Wiedzieli, że mogą dać sobie nawzajem szczęście.
    - Blanca! - usłyszała krzyk męża, która podbiegł do niej i wpił się w jej usta, zapominając, że są na lotnisku i ogląda ich kilkadziesiąt ludzi.
    - Zadzwonię, jak tylko wyląduje. To zobaczenia za tydzień, David.

    Piłkarz właśnie skończył ćwiczenia przygotowujące go do gry i mógł wracać do pustego domu. A tego nie lubił najbardziej.
    - Blanca już wyjechała? - podbiegł do niego Alexis, jeden z nowych piłkarzy katalońskiego klubu.
Zdążyli się zakumplować, dzięki rosłemu obrońcy owego klubu, Gerardowi Pique.
    - Niestety - mruknął cicho. - Chociaż jak była w domu, to też pracowała. Nawet, gdy przychodziła do szpitala, to musiała wyciągnąć laptopa i coś sprawdzać. Wszystko kręci się wokół jej pracy.
    - A rozmawiałeś z nią?
    - Milion razy. Wiesz co stwierdziła? - spojrzał na niego pytająco. Chilijczyk pokręcił przecząco głową i wlepił w niego swój wzrok. - Że jej nie akceptuje - dokończył.
    - Ona po prostu kocha swoją pracę - Alexis próbował ją usprawiedliwiać, chociaż i tak wiedział, że wina leży po jej stronie.
 Nie chciał tylko, by kumpel znów się tym przejmował.
    - Ja nie wiem co mam robić, stary. Miłość miłością, ale my nie możemy tak żyć! - krzyknął, zwracając uwagę wszystkich.
    - Potrzeba ci rozrywki, Guaje! Dziś idziemy do klubu i koniec kropka - powiedział stanowczo Cesc.
-     Dobra - zgodził się niechętnie. Jednak wiedział, że oni i tak by go do tego zmusili.
Każdy prawdziwy przyjaciel by tak zrobił. Po dalszej, krótkiej rozmowie dotyczącej pogody wsiadł do samochodu i z piskiem opon ruszył do domu.

    Ubrany w koszulę w biało-czerwoną kratę, ciemne jeansy i trampki wszedł do klubu, gdzie umówił się z kumplami. Nie był do końca przekonany, co do tego wypadu, ale nie wypadało odmówić.
    - Fajnie, że jesteś - powiedział Gerard, klepiąc go po plecach. - To jak? Może coś zamówimy?
    - Ja nie pije - mruknął, patrząc się w wyświetlacz swojego telefonu.
 Zero wiadomości ani nieodebranych połączeń.
    - Ale dziś bawimy się bez telefonów - wyrwał mu z dłoni Gerard ową rzecz i schował do kieszeni. - Zapominamy o żonach i dziewczynach!
    - Ja tam nie mam o kim - zaśmiał się Alexis i powędrował wzrokiem za śliczną blondynką. - Panowie, opuszczam was na chwilę - puścił im oczko i odszedł w głąb sali.
    - No to idę po coś mocnego - mruknął Cesc i ruszył w stronę baru.
David z Gerardem usiedli w jednym z boksów i czekali na powrót dwójki przyjaciół. Obydwoje się nie odzywali, tylko rozmyślali o głupotach i mniej błahych sprawach. Oboje chcieli by być gdzie indziej.
     Po kilku minutach powróci Cesc z Alexem pod pachą i butelką whiskey oraz szklankami. Zajęli miejsce obok piłkarzy i rozlali alkohol do szklanek.
    - Za tą twoją Blance, aby zmądrzała! - wzniósł toast Alexis i uśmiechnął się lekko do Villi, który tego wieczora był wyjątkowo smutny.
    - Gerard, ja muszę sprawdzić ten telefon.. Może już doleciała?
    - Doleciała i pewnie jest pod Atlantykiem, by zbadać ten swój Titanic - roześmiał się głośno Pique, nie zwracając uwagi na powagę sytuacji.
David upił łyk whiskey i stwierdził, że nie może się tak zamartwiać. Blanca niedługo wróci i spróbuje na spokojnie z nią porozmawiać. Po kolejnych dawkach alkoholu brunet czuł się coraz lepiej. Nie były mu już straszne problemy z żoną ani złamana noga, która odciągnęła go na spory czas od piłki nożnej.
    - Ja już będę leciał do domu. Mogę swój telefon?
    - Jasne - odparł Pique i podał mu jego komórkę.
    - No to do jutra! - krzyknął i szybkim krokiem wyszedł z klubu.
    Wrócił do domu nie mógł sobie znaleźć miejsca. Chciał, by tu była i by mógł ją przytulić, pocałować i poczuć jej zapach. Ale jedyne co zastał w domu, to cisza. Po szybkim prysznicu położył się i błądził oczyma po białym suficie.
Usłyszał dźwięk wiadomości i spojrzał na treść.
''Jestem na miejscu. Tęsknie i kocham, twoja B.''
Przewrócił się na bok i zasnął, wiedząc, że Blance nic nie jest.

    Odłożyła swój telefon na szafkę i wróciła do swoich notatek, o których musiała przedyskutować ze swoją asystentką, Natashą. Pracują ze sobą od kilku lat i obie są zafascynowane Titanikiem. Obie zaniedbują swoje rodziny, przebywają w tym miejscu więcej czasu niż we własnym domu.
Zauważyła kątem oka, jak mulatka wchodzi do jej pokoju z ogromnym uśmiechem na twarzy.
    -Dobrze, że już wróciłaś - przytuliła swoją szefową. - Już myślałam, że nie wrócisz!
    - Musiałam być przy Davidzie - mruknęła cicho i na chwilę sobie przypomniała o istnieniu tak bardzo ważnej osoby w swoim życiu.
Kiedy przylatuje do Stanów, to całkowicie oddaje się pracy i swojej pasji. Zapominając o kochającym mężu, który wiernie czeka na nią w stolicy Katalonii.
    - A jak on się trzyma?
    - Z nogą już jest coraz lepiej, więc mogłam wrócić do pracy.
    - Pytam się czy między wami już wszystko okej, Blanca - spojrzała na nią uważnie.
 Szatynka westchnęła głośno i usiadła na łóżku.
    - Te kilka miesięcy nic nam nie dało. Oboje mamy pracę, którą kochamy i nie możemy jej zostawić.
    - Ale któreś z was musi zrezygnować. Nie idzie przecież być małżeństwem, jeżeli jesteście na innych końcach świata, Blanca. Kochasz go?
    - Kocham! To oczywiste, że kocham. Jest dla mnie tak bardzo ważny..
    - Ale nie najważniejszy?
    - Blanca, Natasha zaraz spotkanie w sali konferencyjnej - do pokoju wszedł Nate, ich kolega z pracy.
Blanca nie odpowiedziała nic, tylko ruszyła do wyznaczonego na spotkanie miejsca. Jej głową teraz zawładnął statek, który spoczywa na dnie oceanu.
    Wszyscy spotkali się w sali, gdzie czekał na nich ich przełożony, Markus Rhodes. Swoimi niebieskimi oczyma sprawdził, czy wszyscy są już na miejscu i zabrał głos.
    - Moi drodzy, jak wiecie w tym roku chcemy uczcić pamięć Titanica i wypłyniemy w rejs jego śladami. Rozumiem, że wszyscy jesteście chętni? - uśmiechnął się lekko i podrapał po siwych już włosach.
    Blanca Richardson siedziała w ostatnim rzędzie obok swojej asystentki i wpatrywała się w jeden punkt. Obawiała się tego rejsu i było pewne, że z niego zrezygnuje. Może i sensem jej życia są badania nad Titanikiem, ale jej przeczucia zawsze się sprawdzały i nie chciała ryzykować.
    - Miło Cię znowu widzieć, Blanca - powiedział ktoś obok, ale nic nie odpowiedziała.

1 komentarz: